Kopalnie na asteroidach – temat do tej pory kojarzony głównie z powieściami science-fiction, 24 kwietnia 2012 przybrał – trzeba przyznać, że dość niespodziewanie – bardzo realne kształty. Tego właśnie dnia założyciele Planetary Resources ogłosili na konferencji prasowej w Muzeum Lotnictwa w Seattle swój ambitny cel – podjęcie w 2014 roku pierwszego kroku ku eksploatacji złóż, kryjących się we wnętrzu otaczających Ziemię asteroid.

Komunikat firmy wywołał masę komentarzy ekspertów – począwszy od astrofizyków, na ekonomistach skończywszy. Biorąc pod uwagę fakt, że w projekt zaangażowało się wielu multimiliarderów takich jak: Larry Page, Eric E. Schmidt, K. Ram Shriram, Charles Simonyi, Eric Anders, Peter H. Diamandis czy James Cameron – a lista wciąż nie jest jeszcze zamknięta – temat należy traktować jak najbardziej serio. Jednak od pomysłu do realizacji droga jest jeszcze daleka.

Pierwszym i głównym problemem, z jakim przyjdzie się zmierzyć Planetary Resuorces, jest brak odpowiedniej technologii górniczej, umożliwiającej prowadzenie odwiertów i wydobycie surowców z powierzchni asteroid w warunkach niskiej grawitacji i braku atmosfery. Właściciele firmy przyznają, że do tej pory wszelkie próby odwiertów w symulowanym środowisku kosmicznym kończyły się niepowodzeniem. Dlatego też pierwszym etapem geologicznej eksploatacji kosmosu wg Planetary Resuorces ma być umieszczenie na niskiej orbicie ziemskiej maleńkich satelitów Arkyd 100, które rozpoczną proces skanowania przestrzeni kosmicznej w poszukiwaniu planetoid i asteroid. W międzyczasie wciąż prowadzone będą prace nad uzyskaniem odpowiedniej technologii wydobycia.

Następnie firma zamierza wysłać na odkryte obiekty bardziej zaawansowane wersje Arkyda – 200 i 300. Ich celem będzie odnalezienie ewentualnych wartościowych złóż. Dopiero ostatnim krokiem ma być wydobycie drogocennych surowców, choć nie wiadomo jeszcze w jaki dokładnie sposób będzie się to odbywać: daleko w przestrzeni kosmicznej przy wykorzystaniu jeszcze nie odkrytej technologii, czy może przez sprowadzenie asteroidy w takie obszary przestrzeni kosmicznej, gdzie możliwa będzie jeśli nie tradycyjna eksploatacja, to przynajmniej do niej zbliżona. Takim miejscem może być np. Punkt Libracyjny Ziemia – Księżyc.

Eksploatacja asteroid to nie tylko wizja gigantycznych zysków – to także ogromna szansa dla rozwoju takich dziedzin nauki jak astrofizyka, fizyka, biologia czy biotechnologia. Wspomina o tym harwardzki astrofizyk Martin Elvis, autor artykułu Let’s mine asteroids for science and profit (Nature 2012, nr 485). Twierdzi on, że obiekty poruszające się po Układzie Słonecznym mogą zawierać aminokwasy i quasi-kryształy nieznane do tej pory ludzkości. Do potwierdzenia tej teorii potrzeba oczywiście próbek badawczych, które bez problemów można by pobierać podczas wydobywania rud metali z powierzchni asteroid. Nawet jeśli te badania nie przyniosą oczekiwanego rezultatu w postaci odkrycia nowych pierwiastków czy struktur biochemicznych, to z pewnością umożliwią lepsze zrozumienie wszechświata i weryfikację fizycznych teorii na temat jego powstania.

Niezależnie od korzyści naukowych oraz rozwiązania technologicznego jakie zastosuje firma, należy spojrzeć na możliwości pozyskiwania złoż metali szlachetnych i rud metali rzadkich z ekonomicznego punktu widzenia. Właściciele firmy zapewniają, że jedna kilkusetmetrowej średnicy asteroida może być warta dziesiątki miliardów dolarów. Olbrzymie ilości złota, platyny oraz innych cennych kopalin z wnętrz asteroid zaleją światowe rynki. Jaka będzie ich reakcja? Nie jest to specjalnie trudne do odgadnięcia – wielokrotnie większa podaż spowoduje spadek cen. Obecnie kurs uncji platyny – najrzadszego metalu szlachetnego na Ziemi – oscyluje w granicach półtora tysiaca dolarów. Co stanie się, kiedy ta sytuacja ulegnie zmianie, a rezerwy światowych mocarstw gromadzone w złocie przestaną być pewną lokatą kapitału? Trudno dać wiarę szlachetnie brzmiącym zapewnieniom ze strony Planetary Resources o “możliwym zwiększeniu dobrobytu całej ludzkości”, skoro firma nie ukrywa swej ściśle biznesowej natury. Łatwo sobie wyobrazić chaos, jaki zapanuje na rynku surowców, gdy okaże się, że w każdej chwili może nań wpłynąć ilość danego kruszcu przekraczająca wszystkie obecnie dostępne światowe zasoby. Myśląc zdroworozsądkowo należy przygotować się na taki złowieszczy scenariusz, ponieważ w pierwszej fazie istnienia tego nowego wspaniałego świata najwięcej stracą Ci, którzy nie podejmą działań zapobiegawczych z odpowiednim wyprzedzeniem. Zapewne zdarzy się kilka spektakularnych upadków wielkich fortun, a niektóre państwa popadną w tarapaty. Zyskają natomiast Ci, ktorzy w porę odnajdą się w nowych realiach rynku surowców. Przygotowania do tych zmian będą dużym wyzwaniem dla analityków i specjalistów od Futures Studies.

Do rozwiązania pozostaje jeszcze aspekt prawny całego przedsięwzięcia. Odpowiedź na pytanie “do kogo będą należały wydobyte zasoby?” wcale nie jest oczywista. Właściciele Planetary Resources piszą jasno – misją firmy jest “wydobywanie i dostarczanie zasobów klientom” – czyli po prostu sprzedaż. Jednak w myśl uznawanego przez ponad 120 sygnatariuszy Traktatu o Przestrzeni Kosmicznej, żadne państwo ani osoba prywatna nie mogą nabyć kawałka kosmosu na własność. Treść porozumienia powstała w 1967 roku, w samym środku “wielkiego wyścigu kosmicznego”, jaki prowadziły ze sobą Stany Zjednoczone i Związek Radziecki w czasie zimnej wojny. Zapisy miały uniemożliwić jednej ze stron przejęcie na własność Księżyca. Twórcy traktatu nie rozważali natomiast kwestii eksploatacji zasobów ciał niebieskich.

Prawnicy wciąż nie mogą dojść do zgody w kwestii interpretacji przepisów traktatu. Jedni uważają, że prywatna firma niepowiązana z rządem żadnego kraju może eksploatować przestrzeń kosmiczną na takiej samej zasadzie, na jakiej obecnie prowadzone są odwierty na dnie morza w poszukiwaniu gazu czy ropy. Inni uważają, że traktat jasno stanowi, iż nikt nie może wykorzystywać zasobów przestrzeni kosmicznej dla własnych celów.

Jedno jest pewne: w najbliższym czasie konieczne będzie opracowanie nowych regulacji, które jasno i precyzyjnie określą “dostępność” przestrzeni kosmicznej. Odrębną kwestią jest zapewnienie powszechnej akceptacji takiego dokumentu. Weźmy dla przykładu Traktat Antarktyczny podpisany w 1959 roku. Zgodnie z jego przepisami Kontynent Południowy jest wspólnym dobrem ludzkości i może być wykorzystywany jedynie w celach pokojowych, zaś wyniki badań tam prowadzonych będą udostępniane całemu światu. Podobne normy regulują pozyskiwanie metali z buł manganowych na dnie oceanów. Mimo tak jasnych przepisów coraz więcej państw posiadających swoje bazy naukowe na Antarktydzie zaczyna rościć sobie prawa do eksploatacji jej zasobów. Czy podobnie będzie z przestrzenią kosmiczną? Być może doczekamy się wyścigu rodem z Dzikiego Zachodu, gdzie prawo własności sprowadzało się do prostej zasady “kto pierwszy ten lepszy”?

To jednak nie koniec wątpliwości, jakie budzi projekt Planetary Resources. Mnożą się kolejne pytania – jakie państwo bądź instytucja międzynarodowa będzie w stanie skutecznie wyegzekwować respektowanie postanowień nowego “Traktatu Kosmicznego”? Który z graczy na globalnej scenie politycznej będzie skłonny podjąć ryzyko wybuchu konfliktu zbrojnego, bądź gospodarczego, jeśli postanowienia porozumienia zostaną złamane przez jedno z supermocarstw? Czy jeśli na rynek trafią olbrzymie ilości kosmicznego kruszcu, nie będzie już za późno na reakcję? I wreszcie – czy przepisy nowego traktatu nie podzielą losów Protokołu z Kioto, wciąż nieratyfikowanego przez jednego z głównych emitentów CO2 – Stany Zjednoczone?

Być może Planetary Resources stara się postawić świat przed faktem dokonanym, jednak wciąż nie jest jeszcze za późno, by podjąć próbę znalezienia optymalnych rozwiązań dla wspomnianych wyżej komplikacji. Nieocenioną pomocą byłaby szeroka prognoza, przygotowana z wykorzystaniem metodologii znanych ze studiów nad przyszłością.

W 2014 przekonamy się, czy ambitne plany Planetary Resources zostaną wcielone w życie. To na ten rok planowane jest umieszczenie na niskiej orbicie pierwszych pojazdów Arkyd 100, skanujących przestrzeń kosmiczną w poszukiwaniu diamentów, o których nie śniło się narzeczonym największych bogaczy tego świata.